Dziś W. Kalicki przypomina zabójstwo Bronisława Pierackiego ministra spraw wewnętrznych w sanacyjnym rządzie Leona Kozłowskiego. Rzecz miała miejsce 15 czerwca 1934 roku:

Przed Klubem Towarzyskim przy Foksal 3 niedbale przechadza się młody jasnowłosy mężczyzna w jasnozielonym trenczu. Płaszcz ma rozpięty, pod spodem widać ciemny garnitur. Po pachą trzyma niewielką paczkę owiniętą szarym papierem. Nieznajomy już od samego rana regularnie pojawia się przed wejściem do Klubu, ale portier nie zwraca na niego uwagi.

Blondyn w trenczu to Grigori Maciejka, członek OUN, Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, o pseudonimie „Gonta”. W owiniętym papierem kartonowym pudełku jest bomba. Podłużna, ręcznie lutowana puszka z blachy wypełniona jest żółtym kwasem pikrynowym. W denku znajduje się zapalnik w kształcie litery T. Pocisk powinien detonować zaraz po zgnieceniu szklanej rurki wypełnionej w jednej części kwasem azotowym, w drugiej zaś cukrem i piorunianem rtęci – wystarczy nacisnąć metalowy tłok zapalnika.

Dochodzi 15.00, gdy przed klubem zatrzymuje się limuzyna z premierem prof. Leonem Kozłowskim. Stołeczny Klub Towarzyski to tradycyjne miejsce popołudniowych spotkań elity władzy: ministrów, polityków obozu belwederskiego, generalicji. Kilka minut później przed klubem zatrzymuje się samochód ministra opieki społecznej Paciorkowskiego.

Zaraz przed 15.30 na Foksal pojawia się służbowa limuzyna ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. Szofer Witulski zatrzymuje auto tuż przed bramą klubu.

Pieracki, legionista, uczestnik walk z Ukraińcami we Lwowie, jest wybitnym politykiem sanacyjnym. Ukraińcy widzą w nim autora policyjnych represji wobec swojej mniejszości w Polsce. Na zeszłorocznym zjeździe OUN w Berlinie zdecydowano, że w rewanżu za aresztowanie przez policję uczestników nieudanego napadu na pocztę w Gródku Jagiellońskim ma być dokonany zamach na ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego Janusza Jędrzejewicza lub na ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. Niedawno Pieracki zaczął szukać porozumienia z umiarkowanymi kręgami mniejszości ukraińskiej. Radykalni działacze OUN poczuli, że zagraża to ich polityce ustawicznego konfliktowania społeczności ukraińskiej z władzami państwowymi, i na celownik wzięli właśnie jego.

Minister idzie w stronę wejścia.

Maciejka energicznie rusza za nim. Tuż za plecami Pierackiego Maciejka nerwowo naciska paczkę. Przygląda się temu zdumiony woźny. Bomba jednak nie wybucha. Pirotechnik OUN Jarosław Karpyniec, który skonstruował pocisk, użył rurki ze zbyt grubego szkła, którego tłok zapalnika nie jest w stanie zmiażdżyć.

Maciejka przekłada bombę do lewej ręki, wyjmuje z kieszeni rewolwer Hispan kalibru 7,65 i z najbliższej odległości trzy razy strzela do przekraczającego próg klubu Pierackiego. Trafiony dwukrotnie w tył głowy minister pada w przedsionku. Zszokowany portier bez słowa patrzy, jak zamachowiec spokojnie wychodzi na ulicę i skręca w lewo, w stronę Nowego Światu.

Szoferzy czekający w limuzynach na gości klubu nie zwracają uwagi na stłumione odgłosy strzałów. Maciejka spokojnym krokiem mija kamienicę przy Foksal 8. Stojący tam na służbie policjant nie ma pojęcia, co się stało. Zamachowiec mija go, gdy z Klubu Towarzyskiego wreszcie wybiega portier i krzyczy: „Zbrodniarz! Trzymajcie zbrodniarza!”.

Maciejka rzuca się do ucieczki. Przed następną kamienicą, w której mieści się poselstwo japońskie, stoi woźny poselstwa Franciszek Wywrocki. Maciejka mija go pędem. Wywrocki biegnie za nim. Na rogu Kopernika Maciejka odwraca się i strzela. Chybia.

Tymczasem szofer ministra Pierackiego zawraca limuzyną w ciasnej uliczce i rusza w pościg za zamachowcem. Policjant stojący przed kamienicą nr 8 wskakuje na stopień auta. Na Kopernika samochód Pierackiego z policjantem na progu dopędza zamachowca. Maciejka strzela do szofera. Chybia, ale szofer uchyla się i przez chwilę nie widzi ulicy. Wykorzystuje to zamachowiec, który raptownie skręca w wąską, boczną ul. Szczyglą. Szofer Witulski cofa limuzynę i także skręca w Szczyglą. Policjant ciągle stoi na progu samochodu. Maciejka jest już jednak daleko. Zbiega schodkami na Okólnik. Niezauważony, wpada w bramę domu nr 5.

Gdy policjant zbiega na Okólnik, czekający tam wspólnik Maciejki informuje go, że zamachowiec pobiegł w stronę ogrodów. Maciejka porzuca w bramie płaszcz i paczkę z bombą. Wychodzi na ulicę jedynie w marynarce i nierozpoznany, spokojnie oddala się.

Pogotowie zjawia się przed Klubem Towarzyskim parę minut po zamachu. Bronisław Pieracki umiera podczas operacji w Szpitalu Ujazdowskim.

Premier Leon Kozłowski natychmiast po otrzymaniu wiadomości o śmierci ministra szkicuje projekt powołania „miejsc odosobnienia” – obozów, w których władze administracyjne mogłyby więzić bez wyroku sądowego niewygodne osoby, przede wszystkim przeciwników politycznych.

Godzinę później Kozłowski referuje ów projekt marsz. Piłsudskiemu.

Po szesnastej w gabinecie marszałka Piłsudskiego melduje się jego adiutant Mieczysław Lepecki.

 – A to jakieś świnie… – zaczyna Lepecki rozmowę o zamachu.

 – Pamiętacie wy Priwislinje? – przerywa mu Piłsudski.

 – Mało, panie marszałku – odpowiada adiutant.

 – Dziesięć priwislinskich guberni i 13 milionów Priwislincew. Gławnyj gorod Warszawa, wieroispowiedanije rimsko-katoliczeskoje. Priwislinje, a w nim Priwisloncy, łapówki i konspiracje – mówi Piłsudski z wielkim rozdrażnieniem.

Gdy Lepecki zauważa, że fatalna spuścizna zaborów to już niechlubna przeszłość, Marszałek wybucha:

 – Mądrala! To już przeszłość… to już przeszłość… Gdzie wy w tej teraźniejszości widzicie koniec przeszłości?

Piłsudczycy nie mają wątpliwości – Pieracki padł ofiarą zbrodniarza z szeregów Narodowej Demokracji. Motyw? Przed pięcioma dniami minister Pieracki zdelegalizował Obóz Narodowo-Radykalny.

Po południu aktywiści Strzelca, Legionu Młodych, Organizacji Młodzieży Pracującej zbierają się przed Szpitalem Ujazdowskim. Po przemówieniach piętnujących endecję i bratobójcze metody walki politycznej spory pochód rusza w stronę Nowego Światu. Aktywiści wkraczają do restauracji, kawiarń, kin i żądają opuszczenia lokali na znak żałoby. Ociągających się gości szturchają i wyrzucają na ulicę. O dwudziestej pierwszej kilkuset manifestantów zbiera się przed redakcją endeckiej „Gazety Warszawskiej”. Nie są w stanie sforsować ustawionego wcześniej kordonu policji, poprzestają więc na zrzuceniu lokalnego wydania gazety z ciężarówki Ruchu na bruk. Potem manifestanci tłuką neon reklamowy „Gazety” i wybijają szyby w mieszczącej się nieopodal administracji dziennika „ABC”. Dopiero o jedenastej wieczorem silne oddziały policji rozbijają manifestantów.

O północy Lepecki melduje się na dyżurze jako adiutant Marszałka. Piłsudski, zamyślony, mówi o projekcie obozów odosobnienia:

 – Ja nic nie mam przeciw tej waszej czerezwyczajce, ja się na tę waszą czerezwyczajkę na rok zgodziłem.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.