22 października 1930 roku miała miejsce jedna z największych katastrof w historii górnictwa. W opisie W. Kalickiego wyglądało to następująco:

Od świtu nad miejscowością Alsdorf pod Akwizgranem krążą małe jednosilnikowe samoloty. Z pokładu jednego z nich przedstawiciele władz usiłują ocenić rozmiar katastrofy. Pozostałe maszyny zostały wynajęte przez redakcje największych niemieckich dzienników.

Z lotu ptaka rejon wokół Kopalni „Anna II” wygląda jak po ciężkim bombardowaniu. Poskręcane stalowe konstrukcje leżą w gruzach kopalnianych budynków. W otaczającej „Annę” górniczej kolonii mieszkalnej położone najbliżej szybu ulice zasypane są metrową warstwą gruzu. To pozostałość po 20 domach górników, które eksplozja zdmuchnęła z powierzchni ziemi. Domy stojące nawet w odległości 300 m od szybu nie mają dachów. Zerwał je podmuch. Na gruzach krzątają się setki strażaków, ratowników górniczych, lekarzy, zmobilizowanych doraźnie robotników. Otacza ich kilkusetosobowy tłum, w większości kobiet i dzieci. Do rozległego rumowiska nieustannie podjeżdżają karetki pogotowia i ciężarówki ze sprzętem ratowniczym.

Rankiem poprzedniego dnia, jak zwykle, 667 górników dziennej szychty zjechało do kopalni. Tuż po 7.00 rozległ się potworny huk. Ci z pracowników, którzy znajdowali się na obrzeżach kopalni, usłyszeli, jak łoskot wybuchu przechodzi w kaskadę podziemnych grzmotów. Z szybu „Wilhelm” strzelił w niebo gigantyczny słup ognia i dymu. Szyb i gmach kopalni, w którym mieściły się biura, dosłownie wyleciały w powietrze. Kilka innych budynków biurowych i magazynów siła eksplozji zdmuchnęła z powierzchni ziemi. Po chwili na Alsdorf spadły kawałki murów, wielkie belki stalowe i drewniane, ławica cegieł i dachówek.

Niecałe pół godziny po eksplozji zrujnowany teren kopalni został otoczony przez kordon policjantów. Rodziny górników, które natychmiast przybiegły pod kopalnię, ze zgrozą obserwowały sanitariuszy zbierających okaleczone zwłoki i szczątki zabitych rozrzucone przez eksplozję w odległości nawet 250 m od szybu. Ekipy strażaków usiłowały stłumić pożar szalejący w szybie.

Początkowo nikt nie potrafił odpowiedzieć na 3 najważniejsze pytania: ilu ludzi zginęło, ilu ocalałych górników pozostaje odciętych pod ziemią i co się tu właściwie stało?

Część górników, w chwili eksplozji znajdujących się w korytarzach położonych dalej od szybu „Wilhelm”, przeżyła katastrofę i przedostała się do sztolni sąsiednich szybów. Po usunięciu uszkodzeń urządzeń wyciągowych, szczęśliwcy ci wyjechali na powierzchnię.

O 14.15 urząd górniczy w Bonn poinformował, że spod gruzów szybu „Wilhelm” wydobyto 45 zabitych i ok. 100 rannych, zaś wszystkich 400 odciętych pod ziemią górników sprowadzono już na powierzchnię. Nie była to prawda. Komunikat miał uspokoić nastroje w tłumach otaczających ruiny kopalni. Zwłoki ofiar wydobywano ze zgliszcz aż do zmroku, gdy przerwano akcję ratowniczą.

Boński urząd górniczy zasugerował, że przyczyną katastrofy była zapewne eksplozja dynamitu zgromadzonego w kopalnianym magazynie materiałów wybuchowych, znajdującym się 252 m pod ziemią, obok szybu „Wilhelm”. Wedle różnych wersji w chwili wybuchu znajdować się w nim miało 2000 lub nawet 5000 kg dynamitu. Prowadzący śledztwo znaleźli w przewodach wentylacyjnych kopalni gazy pochodzące z eksplozji materiałów wybuchowych.

Nad ranem komisja rządowa, nadzorująca akcję ratowniczą i śledztwo w sprawie katastrofy, sporządza prowizoryczny bilans strat. Do tej pory doliczono się 243 zabitych. W szpitalach w samych Alsdorf, w Akwizgranie i ok. leży ok. 90 rannych. W szpitalach w Bardenbergu znajduje się 35 ofiar poparzonych tak bardzo, że nikt nie potrafi ich rozpoznać. Z szacunkowych wyliczeń wynika, że odciętych pod ziemią powinno być jeszcze co najmniej 100 górników.

Wszyscy mają nadzieję, że przynajmniej część z nich żyje.

Późnym rankiem zdarza się cud. Choć siła eksplozji była tak wielka, że wybiła szyby i zerwała kable telefoniczne w całym Alsdorf, ocalał jeden z kabli łączących poziom 460 kopalni z powierzchnią. Ranny, zatruty gazami górnik dzwoni z dna „Anny II” i błaga o pomoc.

70 górników z nocnej zmiany zjeżdża pod ziemię w sąsiedniej kopalni „Anna I”. Do tej akcji wybrano najlepszych, doświadczonych pracowników. Na dole odblokowują zaślepione korytarze i przedostają się na teren „Anny II”. Mają ominąć zawały i gruzowiska, które blokują dostęp ratownikom opuszczanym przez szyby „Anny I”. Posuwają się jednak bardzo powoli. Nieoczekiwanie niższe korytarze zaczyna zalewać woda. Odpompowanie jej idzie niesporo, gdyż prawie wszystkie urządzenia kopalniane są zniszczone.

Ratownicy ze zdwojoną energią wyrywają gruz z zawałów, stawiają prowizoryczne stemple. Niestety, w kolejnych sztolniach znajdują tylko zwłoki. Najpierw 6, w następnej sztolni – 10. Wywożą je taczkami i wózkami, służącymi do transportu urobku.

W południe jednak spod gruzów ratownicy wyciągają 4 górników. Są zatruci gazami, nieprzytomni, ale żyją.

Nadzieja wstępuje w tłum od 30 godzin czekający na wiadomości o losie górników. Resztki nadziei tracą natomiast bliscy kopalnianych urzędników. W momencie katastrofy w budynku zarządu kopalni, przylegającym do szybu, odbywało się posiedzenie rady kopalni. Po południu ratownicy stwierdzają, że pod gruzami budynku zarządu nie ma żywych. To znaczy, że zginęło 30 członków rady kopalni i co najmniej drugie tyle kopalnianych oficjalistów.

Eksperci rządowej komisji śledczej badają rumowisko skał w miejscu, gdzie znajdował się podziemny skład materiałów wybuchowych. Podejrzewają, że jeden z górników strzałowych, przygotowujących ładunki do kruszenia skał, nieostrożnie spowodował detonację zapalnika, która zainicjowała eksplozję 5 t dynamitu.

Po południu ratownicy dokonują na dole zaskakującego odkrycia. Drzwi i zapory oddzielające od siebie poszczególne części kopalni podczas katastrofy zostały wyłamane nie od wewnątrz, od strony szybu „Wilhelm” i wielkiego składu dynamitu, lecz od zewnątrz. Komisja śledcza zastanawia się, czy jednak katastrofa nie zaczęła się od wybuchu metanu albo pyłu węglowego. Dopiero ten wybuch miałby spowodować eksplozję magazynu dynamitu, która dokończyła dzieła zniszczenia w podziemiach kopalni i obróciła w perzynę zabudowę na powierzchni.

Niektórzy z ekspertów w rozmowie z dziennikarzami sugerują, że zniszczenia są tak wielkie, iż być może stuprocentowe ustalenie przyczyn katastrofy będzie niemożliwe.

Pewne są dwie rzeczy.

To jedna z największych katastrof w dziejach górnictwa.

Niewątpliwą winę za rozmiary tragedii ponosi kierownictwo kopalni. Zmagazynowanie w jednej podziemnej komorze aż 5 t dynamitu było sprzeczne z górniczymi przepisami bezpieczeństwa i ze zdrowym rozsądkiem. Co gorsza, duży zbiornik z wybuchowym benzolem znajdował się w piwnicy budynku biurowego. Eksplozja benzolu spowodowała dodatkowe zniszczenia i pożary na powierzchni.

Zmęczeni ratownicy opowiadają, że korytarze 460 m pod ziemią wyglądają jak przedsionek piekła.

Ale przedsionek piekła naprawdę wygląda dużo bardziej elegancko: to stół nakryty zielonym suknem, za nim członkowie komisji wyborczej w odświętnych garniturach, na honorowym miejscu urna wyborcza. Przed pięcioma tygodniami NSDAP Adolfa Hitlera powiększyła swój stan posiadania w Reichstagu z 12 miejsc do 107 i stała się drugą co do wielkości partią w Niemczech.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.