Na dziś 7 maja W. Kalicki przypomina największą katastrofę morską od utonięcia Titanica, czyli zatopienie Lusitaniii w 1915 roku. Przyjęło się przeświadczenie, iż katastrofa ta odegrała kluczową rolę we włączeniu się Stanów Zjednoczonych do I wojny światowej:

 

Kapitan niemieckiej cesarskiej marynarki Wojennej Walther Schwieger stoi oparty o balustradę z metalowych prętów na kiosku dowodzonego przez siebie okrętu podwodnego U-20. Przez lornetkę uważnie lustruje zamglony horyzont w poszukiwaniu łupu. O 14.20 zauważa dym. Natychmiast zbiega do wnętrza okrętu, ogłasza alarm. U-20 zanurza się.

Schwieger jest jednym z asów podwodnej wojny Niemiec z Wielką Brytanią. Tylko kilku dowódców U-Bootów kajzera Wilhelma II zdołało zatopić statki o większym tonażu. Podczas tego rejsu nie odniósł dotychczas oszałamiających sukcesów. Przed czterema dniami atak U-20 u wybrzeży Szkocji na niewielki frachtowiec zakończył się niepowodzeniem – przy strzale torpeda zaklinowała się w wyrzutni. Przedwczoraj łupem Schwiegera padł frachtowiec „Candidate” i stary parowiec „Centurion”, ale atak U-20 na tłusty kąsek, jakim jest transatlantyk „Arabic”, spalił na panewce.

Niemiecki U-Boot zajmuje pozycję do ataku. Schwieger dostrzega przez peryskop wielki czterokominowy transatlantyk. Rozpoznaje go jako „Lusitanię” albo bliźniaczą „Mauretanię”.

O godzinie 15.10, gdy wielki liniowiec oddalony jest od U-Boota o zaledwie 700 m, kpt. Schwieger oblicza poprawkę na szybkość 22 węzłów, z jaką płynie czterokominowy statek, i wydaje komendę: „Torpedo, los!”. Torpeda pędzi niemal prostopadle do kursu transatlantyku.

Niemiecki oficer nie myli się. Pod wyrzutnie torpedowe U-20 podpłynęła duma brytyjskiej floty handlowej – „Lusitania”.

Jej budowę rozpoczęto w 1903 roku. Miała być najszybszym transatlantykiem na świecie. Parowe turbiny osiągały moc 68 tys. KM. Projektant Leonard Peskett nie zawiódł – „Lusitania” przepłynęła Atlantyk ze średnią prędkością ponad 25 węzłów i odebrała niemieckiemu liniowcowi „Deutschland” prestiżowe trofeum Błękitnej Wstęgi dla najszybszego transatlantyku. Ale ten wspaniały okręt pasażerski potajemnie budowano z myślą o wojnie. Kosztem 75 tys. funtów, które brytyjska Admiralicja zwróciła armatorowi, firmie Cunard, wybudowano w kadłubie system grodzi wodoszczelnych stosowany rutynowo w okrętach wojennych. Wzdłuż burt skonstruowano podłużne przegrody, tworzące ogromne bunkry na węgiel. Te i inne przeróbki sprawiły, że „Lusitania” stała się statkiem mało stabilnym. Tak mało stabilnym, że przed wojną Admiralicja zarządziła, by podobnie wyposażone jednostki nie wpływały na akweny objęte działaniami wojennymi bez eskorty okrętów wojennych. Po wybuchu wojny na transatlantyku zainstalowano dwanaście dział kalibru 152 mm. „Lusitanię” zakwalifikowano jako krążownik pomocniczy i włączono do floty wojennej. Siłą ognia przewyższała ona lekkie krążowniki Royal Navy.

Równie nieprzeciętny jak nowy krążownik był jego dowódca. Kpt. William Turner wstąpił do marynarki w wieku 13 lat. Awansował błyskawicznie. Dowodząc „Lusitanią” na trasie do Nowego Jorku zdobył pierwszą Błękitną Wstęgę za rekordowo szybki rejs. „Lusitania” przepłynęła ocean ze średnią prędkością 25,88 węzła. Potem dowodził bliźniaczą, nieco szybszą od „Lusitanii” „Mauretanią” i zdobył kolejne Błękitne Wstęgi.

W światku marynarzy kpt. Turner od lat cieszy się wielkim szacunkiem. Jego wiedza i siła charakteru stawiane są innym wilkom morskim za wzór. Armator jest trochę mniej zachwycony sławnym kapitanem. Turner lekceważy reprezentacyjne obowiązki dowódcy transatlantyku. Ignoruje wszystkie te bale kapitańskie, obiady i kolacje celebrowane z uprzywilejowanymi pasażerami – posiłki ostentacyjnie jada sam na mostku kapitańskim. Kiedyś wręcz powiedział swoim pasażerom, że są tylko ładunkiem sakramenckich małp. Cunard musiał w tej sytuacji zatrudnić dodatkowo tzw. kapitana sztabowego, który zajmuje się życiem towarzyskim na liniowcu.

Od roku kpt. Turner znów dowodzi „Lusitanią” – ale teraz przebudowaną na krążownik pomocniczy. W czasie wojny pozornie nic się na transatlantyku nie zmieniło. Wielki liniowiec nadal pływa na trasie do Nowego Jorku, jak za dawnych dobrych lat zabiera setki pasażerów. Ale z USA do Wielkiej Brytanii „Lusitania” pływa z tajnym ładunkiem amunicji i materiałów wojennych. To wbrew amerykańskim przepisom. Pasażerowie nie są o tym informowani. Także i teraz nie mają pojęcia, że w ładowniach spoczywa ponad 170 t amunicji karabinowej, artyleryjskiej i niezwykle niebezpiecznego składnika materiałów wybuchowych – sproszkowanego aluminium. W ten sposób brytyjska marynarka łamie niemiecką blokadę wysp.

U-Booty Wilhelma II w pierwszych miesiącach wojny wojowały po rycersku. Wynurzały się, nakazywały zatrzymanie statku. Marynarze okrętu podwodnego przeszukiwali zatrzymaną jednostkę, zabierali dokumenty i wartościowe przedmioty, nadzorowali spokojne zejście załogi i pasażerów do okrętów podwodnych. Śmiertelną torpedę odpalano do pustego już statku. Od kiedy jednak Brytyjczycy zaczęli uzbrajać statki handlowe, Niemcy z konieczności zaczęli atakować bez ostrzeżenia, spod powierzchni morza. Nie dalej jak wczoraj kpt. Schwieger zanim zatopił frachtowiec „Candidate”, poczekał, aż załoga zejdzie do szalup, ale „Centuriona” posłał na dno bez ostrzeżenia, bo nie był pewien, czy nie jest on uzbrojony.

Stojący na dziobowym posterunku obserwacyjnym „Lusitanii” marynarz Leslie Morton dostrzega na powierzchni morza pędzącą białą smugę. Chwilę później statkiem wstrząsa detonacja. Torpeda eksploduje pod mostkiem. Następnie rozlega się drugi, o wiele potężniejszy, wybuch. To eksplodują pyły węglowe w bunkrach przyburtowych. Kadłub i pomost są rozerwane. Śródokręcie ogarniają dym i płomienie, walą się kominy. Kpt. Turner zarządza zwrot w lewo, w stronę dobrze widocznego brzegu południowej Irlandii. Ale „Lusitania” szybko nabiera wody, przechyla się na prawą burtę. Woda zalewa maszynownię, wewnątrz kadłuba gaśnie światło.

Na tonącym statku rozgrywają się dantejskie sceny. Druga eksplozja zmasakrowała dziesiątki pasażerów na wyższych pokładach. Mnóstwo ludzi uwięzło w kabinach i w unieruchomionych windach. Kpt. Turner zaniedbał przeprowadzenia na początku rejsu ćwiczeń alarmowych. Pasażerowie nie wiedzą, do których łodzi są przypisani, nie potrafią wkładać kamizelek ratunkowych. Nieudolnie opuszczane z kobietami i dziećmi szalupy jedna po drugiej walą się dziobami w fale i toną. Grupa palaczy, która cudem wyrwała się z piekła maszynowni, odpycha kobiety i dzieci od łodzi ratunkowych. Oficerowie nie są w stanie opanować sytuacji.

W tym pandemonium tylko nieliczni zachowują zimną krew i klasę. Kpt. Turner nieporuszony trwa na mostku. Amerykański król kolei miliarder Alfred Vanderbildt, jak zwykle nienagannie ubrany, oddaje swoją kamizelkę ratunkową jednej z płaczących pasażerek. Potem spokojnie czeka na swój los – nie umie pływać.

Po kwadransie od trafienia „Lusitania” idzie na dno. Dziób zanurza się, rufa unosi ponad fale. Dwa kominy walą się w morze, miażdżąc rozbitków.

W ostatniej chwili z idącego na dno statku skacze do wody pani Margaret Thomas.

„Lusitania” znika w odmętach i wciąga ją głęboko pod wodę. W końcu pani Thomas jednak wypływa. Ratuje ją kurczowo trzymana w ręku – dla jej ojca – kamizelka.

W zanurzonym U-20 kpt. Schwieger tak kończy opis ataku w dzienniku pokładowym: „Nie mogłem odpalić drugiej torpedy w ten tłum szamocących się ludzi”.

W sumie ginie niemal 1200 pasażerów i członków załogi.

Zmyty przez falę z mostka i wyłowiony przez jedną z szalup kpt. Turner nie ma pojęcia, że pierwszy lord admiralicji Winston Churchill i dowódca floty lord Fischer skazali „Lusitanię” na zagładę. Dzięki danym wywiadu wiedzieli, że płynie ona prosto pod torpedy niemieckiego U-Boota, ale odmówili przydzielenia jej eskorty i nie zawiadomili kpt. Turnera o niebezpieczeństwie. Wedle kalkulacji szefów marynarki zatopienie „Lusitanii” z amerykańskimi pasażerami na pokładzie miało skłonić neutralne Stany Zjednoczone do wypowiedzenia wojny Niemcom. Turner nie wie nawet, że czeka go najgorsze w karierze marynarza: cyniczne oskarżenie przez Churchilla o spowodowanie zagłady „Lusitanii”, oskarżenie, przeciwko któremu kapitan, pozbawiony dostępu do tajnych dokumentów, nie będzie mógł się bronić.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.