fotoW tym roku wypada 230 rocznica Konstytucji 3-go Maja. Niestety, ze względu na pandemię, w naszej gminie odwołano wszelkie oficjalne uroczystości z tej okazji. Chcemy jednak, by ta data tkwiła zawsze w naszej pamięci i przypominała, że to właśnie My – Polacy kładliśmy podwaliny pod suwerenność europejskich narodów.

 

 

Przy pomocy dobrze znanego nam z „Kalendarza historycznego” Włodzimierza Kalickiego, którego artykuły cytujemy na naszej stronie internetowej w zakładce „Zdarzyło się” chcemy Wam, szanowni Czytelnicy przypomnieć tamte dni z początków maja 1791 roku. W Kalicki tak o tym pisze:

Wczesnym rankiem Warszawę ogarnia nadzwyczajne podniecenie. Tłumy mieszczan ciągną na zamek. Od kilku dni po mieście rozchodzą się pogłoski, że uchwalane będzie nowe prawo, które ograniczy przywileje stanu szlacheckiego i wielkich panów. Wczoraj wieczorem stugębna plotka obiegła Warszawę: to zdarzyć się ma już jutro. Na zamku wre jak w ulu, we wszystkich salach, na gankach, w korytarzach prowadzących do fary kręci się mnóstwo rozgorączkowanych ludzi. Galerie sali sejmowej przepełnione są kobietami. Na sali, przed barierą marszałkowską, stoi książę Józef Poniatowski w towarzystwie gen. Gołkowskiego oraz jednego z adiutantów króla. Obok księcia całkiem spora grupa ułanów pod bronią groźnie popatruje na ławy poselskie. Pusty jeszcze tron otaczają oficerowie gwardii królewskiej. Wśród nich wyróżniają się brygadierowie Wielhorski, Jan Potocki oraz płk Hofman.

Nieliczni, obecni w Warszawie, posłowie przeciwni reformom, zaalarmowani plotkami, od wczesnego ranka siedzą w sali. Siedzą pod czujnym okiem ułanów księcia Józefa, by nikt nie zdołał przerwać posiedzenia Sejmu.

Parę minut po jedenastej król Stanisław August uroczyście, na czele orszaku urzędników, wkracza do sali sejmowej. Marszałek wielki koronny po trzykroć uderza laską. Zapada cisza. Marszałek Sejmu Stanisław Małachowski otwiera posiedzenie. Po nim Stanisław Sołtyk, poseł krakowski, wzywa do oficjalnego odczytania depesz zagranicznych.

To część planu uchwalenia nowej konstytucji, powziętego wczoraj wieczorem przez kierownictwo stronnictwa reformatorskiego.

Projekt konstytucji zredagował Hugo Kołłątaj. Projekt jest kompromisem między radykalnym republikanizmem samego Kołłątaja i Ignacego Potockiego a umiarkowanym monarchizmem króla. Pośród wielu zmian najbardziej zapalną, dla ogółu szlachty, niewątpliwie być musi rezygnacja z wolnej elekcji monarchy i oddanie tronu w dziedziczne władanie elektora saskiego. Przywódcy stronnictwa reformatorskiego doskonale zdają sobie sprawę, że sejm w normalnym trybie konstytucji nie uchwali. Jej zwolennicy postanowili więc skorzystać z nieobecności wielu posłów w Warszawie z powodu zaczynających się 24 kwietnia świąt wielkanocnych – po hucznym świętowaniu posłowie z odleglejszych ziem zwykle zjeżdżali z wielodniowym opóźnieniem. Patriotyczni spiskowcy tuż przed świętami wysłali do posłów, którym ufali, wezwania do Warszawy na 5 maja. Tak zapewnili sobie większość w mocno uszczuplonym składzie izby poselskiej.

Przed paru dniami sekret, że 5 maja ma być głosowanie nad nową konstytucją, wydał się. Kierownictwo obozu reformatorów wymyśliło kolejny trik – głosowanie, bez uprzedzenia, odbędzie się już 3 maja. Na zamek ściągnięte mają być oddziały wojska, by na przeciwników konstytucji wywrzeć presję i trzymać ich w ryzach.

Stanisław August potwierdza, że nadeszły ważne, niepokojące doniesienia zagraniczne, które posłowie powinni poznać. „Prosimy, prosimy!” – wołają wtajemniczeni posłowie. Lecz oto zrywa się poseł kaliski Suchorzewski i domaga się głosu. Marszałek nie zwraca nań uwagi. Suchorzewski wypada na środek sali, szarpie na sobie wstęgę Orderu św. Stanisława, rzuca się na posadzkę, czołga do tronu i woła o głos. Tego spektaklu zignorować niepodobna. Suchorzewski, gdy głos dostaje, zrywa się na nogi i krzyczy: „Mam odkryć wielkie rzeczy! Oto jest zamach przygotowany na zgubę wolności naszej!”.

Na sali poruszenie. Ale dalej Suchorzewski przemawia już bezładnie, plącze wątki, gada coś o żonie Ignacego Potockiego. Część posłów niewtajemniczonych w uplanowany przez stronników króla przebieg dzisiejszej sesji traci zainteresowanie rewelacjami kaliszanina, śmieje się z niego do rozpuku.

Poseł Tadeusz Matuszewicz zdaje relację z sytuacji międzynarodowej Rzeczypospolitej. Odczytuje depesze dyplomatyczne, w których aż roi się od sugestii, że dwory ościenne palą się do zagarnięcia wielkiej części polskich ziem.

Widoczny niepokój ogarnia wielu posłów. Poruszone są także tłumy mieszczan przysłuchujących się obradom. Zapada długa cisza. Nikt nie spieszy się do głosu.

Wreszcie powstaje marszałek wielki litewski Ignacy Potocki i stwierdza, że wobec nieszczęść, jakie grożą Rzeczypospolitej, nie pozostaje nic, jak tylko prosić króla, by wskazał, co należy czynić: „Twojego światła, twej cnoty wzywamy, najjaśniejszy panie, abyś nam odkrył widoki swoje ku ratowaniu ojczyzny. Ty do tej usługi masz pierwsze prawo, chęć i zdolność niewątpliwą”. Mówi to dawny, zaciekły wróg Stanisława Augusta. Wszyscy obecni czują wagę tej chwili.

Król wezwany, by wskazał drogę ocalenia, prosi marszałka sejmowego o odczytanie projektu Ustawy rządowej. „Prosimy o projekt!” – wołają posłowie.

Sejmowy sekretarz Antoni Siarczyński odczytuje tekst nowej konstytucji. Gdy kończy, na sali sejmowej zrywa się wrzawa. Większość krzyczy: „Zgoda!”, ale dają się też słyszeć głosy oponentów. Poseł Korsak domaga się dyskusji, aby zadość stało się prawu, które wymaga debaty nad uchwalanymi ustawami. Posłowie wołyńscy basują, iż większość artykułów ustawy jest słuszna, jednak oni sami, związani instrukcjami swego województwa, nie mogą zgodzić się na oddanie tronu prawem dziedziczenia elektorowi saskiemu. Niezmordowany Suchorzewski krzyczy: „Nie masz zgody!”.

Ale wtajemniczona, patriotyczna większość woła na marszałka Małachowskiego, by formalnie zapytał izbę o zgodę.

Marszałek występuje na środek sali. Z powagą dziękuję królowi za chęć wzmocnienia Rzeczypospolitej, i to kosztem monarszych uprawnień i przywilejów. Projekt konstytucji marszałek wychwala jako lepszy od konstytucji angielskiej czy amerykańskiej i prosi Stanisława Augusta, by go zaprzysiągł.

Jak dotąd sekretny plan stronników reform realizowany jest bez większych trudności. Ale nadchodzi moment krytyczny. Główną zmianą ustrojową w nowej konstytucji jest wprowadzenie wreszcie w Polsce tronu dziedzicznego. Tymczasem w pacta conventa – umowie monarchy ze stanem szlacheckim, którą każdy polski król podpisywać musiał przy okazji elekcji, zaprzysiężonych wszak także przez Stanisława Augusta – zawarte jest przyrzeczenie, że wolna elekcja zostanie zachowana. Pacta conventa to sprawa śmiertelnie poważna – ich złamanie upoważnia szlachtę do wypowiedzenia królowi posłuszeństwa.

Pomysł stronnictwa patriotycznego na wymówienie pacta conventa jest prosty – by nie drażnić szlachty, trzeba stworzyć wrażenie, że król unieważnia swą przysięgę na prośbę izby poselskiej.

Stanisław August stwierdza uroczyście, że dotąd pacta conventa nie złamał, i prosi o zwolnienie go z przysięgi.

Wybucha dzika wrzawa. Starosta wałecki Mielżyński wrzeszczy przeraźliwie: „Nie pozwalam!”. Protestuje wojewoda mazowiecki Antoni Małachowski, protestują i inni posłowie.

Na środek sali wypada znów imć Suchorzewski. Tym razem wlecze ze sobą sześcioletniego synka i krzyczy: „Wiem ja, że nie tylko na Rzeczpospolitę, ale na najpierwszego jej obrońcę, na mnie, na moje życie jest sprzysiężenie! Nie dbam o to i zabiję własne dziecię, tu na miejscu, wśród obrad sejmowych, aby nie dożyło niewoli, którą ten projekt krajowi gotuje!”. Przerażone dziecko szarpie się i płacze.

 – Ogolić głowę waryatowi i oddać go do czubków – mówi zniesmaczony bp Krasiński.

Kilku panów szlachty rzuca się na Suchorzewskiego, obezwładnia go, wyrywa z jego rąk chłopca i wyprowadza go z sali.

Protesty jednak nie słabną. Jedni posłowie krzyczą o zdradzie i spisku królewskim, o zamachu na święte prawa ojców i dziadów. Inni podnoszą przytomnie, że zwolnienie króla z pacta conventa to rzecz tak poważna, iż wymaga zgody całego stanu szlacheckiego. Wielu posłów chwali projekt konstytucji, ale oburza się, że ma być ona uchwalona bez uprzedniego wydrukowania tekstu, bez gruntownej dyskusji, podstępem po prostu.

Przeciwko tradycjonalistom występują zwolennicy uchwalenia konstytucji bez żadnej zwłoki. Król i jego stronnicy z wolna tracą nadzieję, że projekt uda się przeforsować. Przeciwników jest zbyt dużo i nazbyt są zdeterminowani. Na słuchaniu kunsztownych oracji mija już szósta godzina obrad. Stanisław August czuje, że jeśli nie przejmie inicjatywy, na gadaniu się skończy. Król wzywa marszałka Małachowskiego, by przeprowadził głosowanie.

Marszałek, za namową ks. Kołłątaja, zarządza, że ci, co są za konstytucją, mają wstrzymać się od głosu; ci zaś, co są przeciw, mają oświadczyć to publicznie. To niezbyt uczciwy, stawiający oponentów pod pręgierzem, ale skuteczny sposób na niezdecydowanych. Przeciw konstytucji opowiada się ledwie jedenastu posłów. Książę Kazimierz Sapieha jest przeciw i zarazem za – wzywa do roztropności, do ponownego, uważnego przeczytania projektu ustawy przed ostatecznym głosowaniem.

Na sali znów wybucha awantura. Wreszcie po południu poseł inflancki Zabiełło przełamuje impas. Deklaruje, że jak każdy dobrze życzący ojczyźnie jest za projektem, i wzywa króla, aby jako pierwszy nową konstytucję zaprzysiągł. Nieoczekiwanie po glosie Zabiełły z miejsc zrywa się większość posłów. Cisną się wokół tronu. Marszałkowie stukają laskami, by przywrócić porządek, ale nikt na nich nie zważa. Posłowie i tłumy na galeriach krzyczą razem: „Wiwat król! Wiwat konstytucja!”.

Suchorzewski także rzuca się w stronę Stanisława Augusta. Woła: „Nie przysięgaj, Wasza Królewska Mość, boś już raz Bogu i Ojczyźnie przysiągł”. Jest już tylko trzy kroki od tronu, gdy ktoś w tłumie popycha go. Suchorzewski upada, zwolennicy konstytucji w straszliwym tłoku depczą po nim. Wreszcie słynący z siły poseł Kubicki roztrąca ciżbę i podnosi zmaltretowanego, ledwie żywego Suchorzewskiego z posadzki.

Stanisław August czuje, że chwila jest sposobna do przełamania impasu. Chce przemówić, ale w nieopisanym hałasie nikt go nie słyszy. Król wchodzi zatem na krzesło tronowe i ręką daje znaki, by się uciszono. Potem, z krzesła, wzywa biskupa krakowskiego Turskiego, by odebrał królewską przysięgę. Ks. Gorzeński, biskup smoleński, unosi w górę ewangeliarz. Król kładzie na niej rękę i powtarza za bpem Turskim słowa roty przysięgi. Gardła większości obecnych ściska nagłe wzruszenie. Posłowie zdejmują z głów czapki i kapelusze i unoszą je w górę. Po twarzach płyną łzy.

Stanisław August wzywa wszystkich do katedry, by wspólnie złożyć Bogu przysięgę i dziękczynienie za nową konstytucję.

W sali sejmowej zostaje 30 posłów, którzy byli przeciw. Oprócz warchołów i łajdaków na rosyjskich pensjach są tu i ludzie szlachetni, którzy duch i literę konstytucji skłonni byliby zaakceptować, ale sumienie nie pozwala im łamać przy tym prawa i dobrych obyczajów.

Katedrę św. Jana wypełnia gęsto lud. Cechy stoją pod swoimi sztandarami. Nieoczekiwanie przed przysięgą przemawia książę Kazimierz Sapieha. Mówi, że zawsze chciał tylko dobra ojczyzny, tak jak je rozumiał. W nowej konstytucji wiele artykułów nie podoba mu się, w sejmie był przeciw, ale w imię zapobieżenia podziałowi narodu przystępuje do przysięgi.

Bp Turski po raz wtóry odczytuje jej rotę. W dalszych szeregach mało kto biskupa słyszy, ale wszyscy w katedrze podnoszą ręce w górę na znak, że słowa roty powtarzają i zaprzysięgają. Bp Gorzeński intonuje Te Deum. Słychać salwy armatnie na wiwat. Z armat strzelają piechurzy. Na zamek nie przybyli dziś artylerzyści; w ewentualnym pacyfikowaniu przeciwników konstytucji byliby bezużyteczni.

Jan Matejko Konstytucja 3 Maja 1791 roku.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.