12 sierpnia 1794 roku umiera prymas, książę Michał Poniatowski. Umiera w niesławie, mimo wielu zasług, zwłaszcza dla Komisji Edukacji Narodowej. W dobie Insurekcji Kościuszkowskiej okazał się stanąć po niewłaściwej stronie. W Kalicki tak wspomina to wydarzenie:

Prymas książę Michał Poniatowski leży na łóżku w swoim apartamencie w warszawskim pałacu prymasowskim na Senatorskiej. Oddycha ciężko, z trudem. Jest nieprzytomny. Zgromadzeni wokół jego łoża infułat ks. Grzegorz Zachariaszewicz, kanonik gnieźnieński Franciszek Malewski, ks. Grodzicki, proboszcz warszawskiej parafii św. Andrzeja, oraz opiekujący się chorym dr Dunker i lekarz króla dr Beckler nie mają wątpliwości, że zaczęła się agonia.

Ksiądz prymas choruje od 2 tygodni. Na początku sierpnia poczuł się słaby i zmęczony. Przeniósł się z Zamku Królewskiego, w którym w niespokojny czas kościuszkowskiej insurekcji zamieszkał u boku swego brata króla Stanisława Augusta Poniatowskiego do swej rezydencji przy Senatorskiej. Odtąd do zamku chodził już tylko na obiady. Tydzień temu siostra króla Elżbieta Branicka, zwana powszechnie „Panią Krakowską”, wysłała do chorego dr. Dunkera, swego lekarza domowego. Doktor stwierdził u prymasa gorączkę i podejrzewał febrę. Kolejne dni rozpoznanie to wykluczyły. Książę Michał Poniatowski słabł z godziny na godzinę. Nie potrafił oprzeć się chorobliwej senności. Przed 5 dniami zasnął podczas wizyty u wojewodziny Podlaskiej, 2 dni później zasnął, modląc się podczas mszy i ze splecionymi dłońmi tkwił długo, samotnie przed ołtarzem. Widząc, że z prymasem źle, codziennie odwiedzali go król, Elżbieta Branicka, inni członkowie familii, ministrowie, przyjaciele. Rzadko kiedy jednak mieli okazję zamienić z nim choć parę słów. Przymuszony do najmniejszego choćby wysiłku chory chwilę później zasypiał.

Poprzedniego dnia rano prymas obudził się w dobrej formie i przytomnie odpowiadał na pytania. Domownicy natychmiast powiadomili króla. Stanisław August po porannej toalecie wyjechał z Zamku Królewskiego. Na Senatorską miał 2 kroki, ale nie zdążył. Nim zjawił się w apartamentach brata, prymas zasnął. Do wieczora nieustannie przybywał do pałacu prymasowskiego ktoś z familii Czartoryskich, ale książę Michał już się nie przebudził.

Wieczorem, widząc, że stan chorego nie rokuje nadziei, domownicy posłali po ks. Grodzickiego od św. Andrzeja, który bez zwłoki opatrzył nieprzytomnego prymasa sakramentami.

Dochodzi 1.00. Oddech chorego staje się coraz płytszy, przechodzi w rzężenie, cichnie.

Domownicy nie mają wątpliwości, że za śmierć liczącego 58 lat prymasa odpowiedzialna jest zrewoltowana warszawska ulica. Zabił go strach przed samosądem pospólstwa.

Nigdy nie był lubiany.

Sarmackich wiernych raziły jego powściągliwość, skrytość i intelektualne ambicje. Powszechnie uważany za najmądrzejszego z braci Poniatowskich, uchodził także za faktycznego szefa stronnictwa królewskiego. Winy króla obciążały także konto prymasa.

A przecież był całkiem niezłym arcypasterzem, no, może pominąwszy stałe metresy i 2 synów naturalnych, ale to akurat rubasznej szlachty zanadto nie oburzało. Podczas sejmu rozbiorowego walczył o Komisję Edukacji Narodowej. To on nieomal szantażem wymusił na posłach ustawę o KEN i przelanie na Komisję władzy nad majątkiem pojezuickim. Od tej pory zawsze hojnie wspierał KEN i sprawę oświaty darami z majątku osobistego i sam często kierował jej pracami.

Ochronił ks. Bogucickiego, który chwalił Husa, a potępiał decyzje soboru w Konstancji. Popierał Józefa Wybickiego. Wspaniale zarządzał diecezją płocką – stworzył liczący parę tysięcy stron zestaw światłych zaleceń i norm życia diecezjalnego. Zwalczał przesądy, zakazywał przymusowego chrzczenia Żydów, zezwolił na spożywanie w dni postne nabiału, zalecał duchowieństwu instalowanie piorunochronów – zamiast dotąd powszechnych modłów błagalnych mających odwrócić uderzenie pioruna.

Patrioci nie lubili go od dawna, uważając za człowieka zaprzedanego Rosji. Niesłusznie – prymas o Moskalach miał zdanie jak najgorsze, ale obawiał się nagłego ostentacyjnego zerwania z Rosją. Kraj reformować chciał ostrożnie i powoli, by nie prowokować ani rodzimych kołtunów, ani ościennych dworów.

Wybuch powstania kościuszkowskiego uważał za nieszczęście, bo nie widział żadnych szans na sukces.

Zapamiętano mu ten brak ostentacyjnego, patriotycznego entuzjazmu. Książę Michał Poniatowski od dwóch miesięcy żył w cieniu szubienicy. Warszawę obiegały plotki o zdradzie prymasa, który jakoby wysłał paczkę planów umocnień Warszawy królowi pruskiemu. Dowodów zdrady nikt jednak nie pokazał.

Przed pałacem prymasowskim 27 czerwca warszawskie pospólstwo wystawiło szubienice, na których następnego dnia powieszono zdrajców. Odtąd codziennie gawiedź dobijała się do bram pałacu, żądała głowy jego lokatora, śpiewała: „My, krakowiacy, mamy guz u pasa, powiesiem sobie króla i prymasa”.

Księcia Michała Poniatowskiego zżerał strach o swój los. Bezskutecznie próbował wyjechać na stałe za granicę. W końcu, w obawie przed aresztowaniem, przeniósł się do króla, na zamek. Czuł jednak, że gdy przyjdzie do powtórki wieszania zdrajców, król zapewne nie będzie w stanie go obronić.

Lekarz stwierdza zgon prymasa. Księża i medycy opuszczają apartamenty zmarłego, pieczętują wszystkie pokoje. Choć to noc, wysyłają umyślnego na Zamek Królewski, by powiadomił króla o zgonie brata.

Wieść o śmierci znienawidzonego prymasa mimo nocnej pory rozchodzi się po mieście. Nad ranem przed bramą w ogrodzeniu pałacu prymasowskiego gromadzi się grupka pospólstwa. Z czasem rozrasta się ona w całkiem spory tłum. Gawiedź zawzięcie plotkuje o śmierci księcia Michała. Zdrajca, plany obrony Warszawy przesłał królowi pruskiemu, nie ominęłaby go szubienica, więc zażył truciznę, wołają jedni. A skąd miał truciznę? Ano miał, jako zdrajca nie mógł być pewien dnia ani godziny, więc z trucizną się nie rozstawał. Ale ktoś znów słyszał, że są świadkowie, co opowiadają, jak to poprzedniego dnia dostarczył ją prymasowi sam król. Król? A czy czasem nie osobiście naczelnik Tadeusz Kościuszko, który wręczywszy księciu Michałowi truciznę, okazał mu zarazem nieodparte dowody winy? W rozgorączkowanym tłumie krąży jadowity wierszyk o zmarłym: „Zwąchał linę, wolał proszek niż drabinę”. Wolał proszek, czyli truciznę, od drabiny, która dla warszawskiego ludu jest symbolem wieszania zdrajców – szubienice budowane na warszawskich ulicach przez wzburzoną gawiedź są tak wysokie, że ofiary muszą wspinać się na nie po drabinach.

W tłumie przed bramą pałacu prymasowskiego ciągle jednak wraca pytanie: a kto martwego prymasa widział? A może to wszystko kłamstwo, podstęp, może na wieść o śmierci księcia Michała Poniatowskiego lud miał o nim zapomnieć, a tymczasem sam prymas, żywy i zdrowy, wymknął się z pałacu albo ukrył w jego podziemiach i w ten sposób ujdzie sprawiedliwości?

W pałacu tymczasem trwają przygotowania do złożenia zwłok prymasa na marach. Słudzy dekorują salę na parterze, po prawej stronie od wejścia, czarnymi i czerwonymi kotarami, montują bardzo wysoki katafalk i obijają go kirem. Wokół ustawiają 6 wielkich lichtarzy. Okna zasłaniają, tak że w sali, mimo wczesnej pory, panuje głęboki półmrok, rozjaśniany jedynie płomieniami gromnic. W końcu otwarta trumna z ciałem prymasa trafia na wyniosły katafalk. Wokół gromadzą się rezydenci pałacu prymasowskiego, duchowni z pobliskich kościołów, zakonnicy. Modły trwają nieustannie.

Król na wieść o śmierci brata popada w wielkie przygnębienie. Wygląda źle, jego pobladła twarz przypomina maskę. Ale szybko bierze się w garść i trzeźwo analizuje sytuację. Śmierć brata oznacza wakat w metropolii gnieźnieńskiej, od roku znajdującej się w granicach Prus. Król Prus może spróbować obsadzić arcybiskupstwo wedle swego uznania i rozporządzać arcybiskupimi dobrami. Temu niebezpieczeństwu trzeba czym prędzej zaradzić.

Ale o dużo większym kłopocie donoszą królowi z Senatorskiej. Przed bramą pałacu prymasowskiego gromadzi się coraz większy tłum, który domaga się pokazania zwłok prymasa na dowód, że naprawdę w nocy umarł. W normalnych czasach do takiego skandalu, w istocie do zhańbienia powagi zmarłego, nikt by nie dopuścił, ale Stanisław August sam żyje w cieniu szubienicy. Warszawska ulica ciągle rozprawia o pieniądzach, jakie brał od rozbiorowych dworów. Król godzi się na wpuszczenie do obitej kirem sali pałacu warszawskiego pospólstwa, tak by każdy mógł z bliska obejrzeć zwłoki prymasa, a może i ich dotknąć.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.