Dziś 29 maja W. Kalicki wraca do wydarzeń z 1985 roku kiedy to na brukselskim stadionie Heysel rozegrała się wielka tragedia. Od tamtego spotkania Juventusu z Liverpoolem oprawa meczów piłkarskich zmieniła się radykalnie:

Ulice w centrum Brukseli od rana wypełniają pstrokate, hałaśliwe tłumy kibiców. Wieczorem mistrz Anglii Liverpool i mistrz Włoch Juventus Turyn rozegrać mają na stadionie Heysel finałowy mecz o klubowy Puchar Europy. Od wczoraj kibice włoscy przylatują do Brukseli samolotami czarterowymi, przyjeżdżają autobusami. Brytyjscy fani mają bliżej, większość z nich płynie statkami i promami do Ostendy i Zeebrugge. Zainteresowanie meczem o tytuł najlepszej klubowej jedenastki Europy jest ogromne – chęć bezpośredniego obejrzenia finału zgłosiło niemal 400 tys. osób. Organizatorzy akredytowali ponad 300 dziennikarzy i 130 fotoreporterów, przygotowali osobne stanowiska dla 77 komentatorów telewizyjnych z całego świata. Władze belgijskie zaś zmobilizowały rezerwy sił porządkowych – 400 policjantów i ponad 500 żandarmów.

Wszyscy boją się angielskich kibiców. Od lat są oni postrachem europejskich stadionów. Krążą po Europie za swoimi zespołami i nieodmiennie wszczynają awantury. Anglicy sprowokowali ostatnimi czasy bójki i burdy na stadionach włoskich, hiszpańskich, holenderskich. Tu, w Brukseli, lęk przed starciem Anglików z kibicami włoskimi jest szczególnie silny. W zeszłym roku Liverpool także grał w finale Pucharu Europy i także z zespołem włoskim – AS Roma. Mecz odbył się w Rzymie. Faworytami byli Włosi, ale po zaciętej grze nieoczekiwanie zwyciężyli goście. Pijani szczęściem i tanim włoskim winem Anglicy tańczyli i kąpali się w fontannie Trevi, osłupiali Włosi w milczeniu przeżuwali klęskę. Późnym wieczorem do akcji ruszyli włoscy chuligani. Na skuterach podjeżdżali do grup Anglików, bili ich i uciekali bezkarni. Liczni hotelarze, w obawie o bijatyki w hotelach, odmawiali przyjęcia angielskich gości do zarezerwowanych przez nich pokojów, taksówkarze odmawiali kursów na lotnisko. Rzymska policja, zaskoczona i bezradna, nie potrafiła skutecznie pomóc napastowanym Brytyjczykom.

Przed meczem na Heysel angielscy kibice zapowiedzieli rewanż. Do Brukseli ruszyli nie tylko fani Liverpoolu. Pod klubowymi flagami z promów w Zeebrugge wymaszerowały wczoraj wczesnym rankiem zwarte grupy kibiców Luton, West Ham, Newcastle.

Ale w Brukseli wbrew hiobowym zapowiedziom od rana trwa radosny piknik. Jest słonecznie i ciepło, wszystkie restauracje wystawiły na ulice dodatkowe stoliki. Piwo leje się strumieniami. Miasto opanowali kibice angielscy – przyjechało ich w sumie ponad 25 tys. Wczesnym południem jednak zaczynają się burdy. W czasie bójki na pl. Brouckera jednego z Anglików pchnięto nożem. W zamieszaniu, podczas ulicznych śpiewów i tańców, wybito szybę w sklepie jubilerskim i skradziono biżuterię z wystawy.

Po południu zwarte pochody kibiców ruszają w stronę Heysel. Bramy stadionu otwarto 5 godzin przed rozpoczęciem meczu. Policjanci rewidują każdego z wchodzących, odbierają alkohol, kije, niebezpieczne przedmioty. W tłumie kibiców uwija się kilkudziesięciu policjantów angielskich i włoskich w cywilu.

Na pierwszy rzut oka imprezę zorganizowano perfekcyjnie. Ale to tylko pozory. Zbudowany przed 50 laty, obliczony na 60 tys. widzów stadion Heysel nie nadaje się do organizacji wielkich imprez sportowych. Brakuje wyjść ewakuacyjnych. Stare mury są słabe i zmurszałe. Wystarczy kopnąć któryś ze schodków na trybunach, by odłupać solidny kawał betonu. Krzesełka przymocowano na słowo honoru, wyrwanie ich nie sprawia silnemu mężczyźnie żadnego kłopotu.

A co najgorsze, organizatorzy fatalnie podzielili widownię i przeprowadzili sprzedaż biletów. Dla kibiców angielskich przeznaczono sektory X i Y, znajdujące się po lewej stronie trybuny honorowej, pod tablicą świetlną. Sektory po prawej stronie trybuny honorowej zarezerwowano dla ponad 10 tys. kibiców z Włoch. W sektorze Z, przylegającym do angielskiego sektora Y, wedle planów organizatorów zasiąść mieli kibice neutralni, głównie Belgowie. Sektory Y i Z oddzielono dwiema wysokimi metalowymi siatkami rozpiętymi na metalowych słupkach.

Ale kibice belgijscy lwią część kupionych legalnie biletów odsprzedali Włochom i Anglikom. Przedwczoraj na czarnym rynku ceny miejscówek w sektorze Z przekroczyły kilkadziesiąt razy ceny oficjalne.

Na godzinę przed rozpoczęciem meczu tłumy naparły na bramki u wejść na stadion tak mocno, że policjanci przestali rewidować wchodzących. Nikt nie zatrzymywał zupełnie pijanych kibiców.

Tuż przed 19.30 w sektorze Z zaczynają się pierwsze awantury między kibicami włoskimi i angielskimi. Włochów jest tam więcej i szybko biorą górę, rzucając w Anglików czym popadnie. Belgijscy policjanci są bierni. Wtedy na sektor neutralny ruszają ławą awanturnicy z angielskiego sektora Y. Wyginają metalowe słupki, do których przymocowane są siatki. Metalowy płot wali się na ziemię. Pilnowało go zaledwie kilkunastu belgijskich policjantów w galowych mundurach i kaskach ochronnych. Ich pałki nie mogły powstrzymać zbrojnych w butelki, kije i kastety angielskich chuliganów. Po chwili policjanci zmykają przed napastnikami, skacząc po ławkach jak zające. Kilkuset Anglików wykonuję istną szarżę na widzów z sektora Z. Ci w panice cofają się. Za chwilę falanga angielskich awanturników rusza po raz wtóry. Naciskani kibice nie mają gdzie uciekać – sektor Z otoczony jest murem, a drogę na płytę boiska zagradza metalowa siatka. Gdy angielscy chuligani ruszają po raz trzeci, stłoczeni pod murem kibice, w znakomitej większości Włosi, wpadają w panikę. Depcząc, tratując sąsiadów, wspinają się na wysoki ceglany mur – byle dalej od wrzeszczących, bijących Anglików. Spadają z wysokości 5 m. Nagle część muru wali się pod naporem spanikowanych widzów. Ginie 39 osób, zadeptanych, uduszonych, przywalonych cegłami. Ponad 300 odnosi rany i lżejsze obrażenia.

Pomoc nadchodzi późno. Policjanci na stadionie nie mają łączności z policjantami patrolującymi teren wokół Heysel. Po półgodzinie wokół stadionu staje kilka dużych namiotów, w których lekarze udzielają pomocy lżej poszkodowanym.

Ciężko ranni ewakuowani są helikopterem i karetkami. Po godzinie 21.00 przedstawiciele UEFA i kierownictwa obu klubów decydują, że mecz jednak odbędzie się. Zwłaszcza policja belgijska obawia się, że wypuszczenie ze stadionu blisko 60 tys. rozwścieczonych kibiców skończy się zamieszkami na niewyobrażalną skalę. O 21.35 kapitan jedenastki Liverpoolu Phil Neal zwraca się do kibiców przez boiskowe megafony: „Bądźcie rozsądni, pozwólcie nam grać”. Pięć minut później o spokój prosi kapitan Juventusu Gaetano Scirea. Ale piłkarze z Turynu nie chcą grać. Drużyna Liverpoolu wybiega na boisko i przez kilka minut samotnie stoi na murawie.

Mecz rozpoczyna się blisko półtorej godziny po planowanym terminie. Zwłoki części ofiar przykryte płachtami ciemnej folii leżą jeszcze w narożniku stadionu. Teren wokół Heysel otaczają oddziały wojska, płytę boiska zaś kordon policjantów z rottweilerami na smyczy. Piłkarze obu drużyn grają twardo, bez taryfy ulgowej. W 59. minucie Zbigniew Boniek jest faulowany pół metra przed polem karnym Liverpoolu, ale szwajcarski sędzia André Daina dyktuje rzut karny. Celnie strzela Michel Platini. Sytuację, w której karny należał się Anglikom, sędzia ignoruje.

Po meczu kilku włoskich piłkarzy wykonuje rundę honorową. Prezes UEFA Jacques Georges wręcza drużynie Juventusu puchar.

Wieczorem premier Włoch Bettino Craxi, przebywający z oficjalną wizytą w Moskwie, telefonuje do premiera Belgii Wilfrieda Martensa z protestem przeciw rozegraniu meczu. Papież Jan Paweł II do późnej nocy w swej prywatnej kaplicy modli się za zabitych i za rodziny, które ciągle nie miały wiadomości o losie swoich bliskich.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.