16 kwietnia 1925 roku - najbardziej krwawy w historii Bułgarii przeprowadzony zamach przez radykalnych działaczy Bułgarskiej Partii Komunistycznej w sofijskiej cerkwi „Sweta Nedela”. W Kalicki tak opisuje to wydarzenie:

Dochodzi 5.30. W centrum Sofii, stolicy Carstwa Bułgarii, komunista Nikoła Petrow „Wasko” spotyka się z młodym mężczyzną. To Żiwko Dinow, także członek nielegalnej Bułgarskiej Partii Komunistycznej, a przy tym bojowiec komunistycznej Organizacji Wojskowej. Obaj czekają 2 godziny z okładem i wreszcie o 8.00 zjawiają się przed drzwiami prawosławnej katedry Sveta Nedelja (Święta Niedziela). Dzwonnik Petyr Zadgorski czeka na „Waska” już od 7.00. Uchyla drzwi. Przybysze wślizgują się do cerkwi. Zadgorski prowadzi Nikołę Petrowa na strych katedry. Tam, w podstawie zwieńczenia centralnej kolumny cerkwi, podtrzymującej wielką główną kopułę katedry, wzniesioną nad świątynią podczas zaprojektowanej przez architekta Nikołę Łazarowa przebudowy w latach 1898–1901, komunistyczni spiskowcy w ciągu ostatnich 5 miesięcy wykuli otwór, w którym umieścili ładunek wybuchowy o wymiarach 40 na 50 na 60 cm, skomponowany z trotylu i melinitu. Do ładunku wybuchowego prowadzi 5 wolnotlących lontów saperskich o długości 1,5 m każdy. Końce lontów zanurzone są w niewielkim, pustym naczyniu.

Dzwonnik Zadgorski wpuszcza „Waska” na strych. Zamyka za nim drzwi. Potem Zadgorski wyprowadza Żiwko Dinowa na ulicę. Tuż przed eksplozją w katedrze Zadgorski i Petrow mają wybiec ze świątyni, a zadaniem Dinowa jest ukrycie ich w pobliskim konspiracyjnym lokalu partii.

Wszystko gotowe jest do największego zamachu terrorystycznego w historii Europy; zamachu wymyślonego przez dzwonnika Zadgorskiego i przygotowanego z jego udziałem.

Młodość spędził Zadgorski w Rosji – pracował tam przez pierwszych 12 lat XX wieku. Po wybuchu I wojny bałkańskiej w roku 1912 powrócił do Bułgarii i wstąpił ochotniczo do wojska. Po II wojnie bałkańskiej, wywołanej przez Bułgarię i sromotnie przez nią przegranej, sfrustrowany Zadgorski wstąpił do Bułgarskiej Partii Komunistycznej oraz do Cerkwi prawosławnej. Jakoś godził służbę rewolucji proletariackiej i Panu Bogu zarazem, i to przez lata.

Bułgarski doktor Jekyll i pan Hyde skończył ze swą podwójną tożsamością polityczną przed 2 laty, po upadku powstania wrześniowego.

Na początku roku 1923 krajem niepodzielnie rządził Bułgarski Ludowy Związek Chłopski, który popierali drobni rolnicy i dość wątła klasa średnia. Przywódca Związku Chłopskiego, tzw. zemeldelców, Aleksandyr Stambolijski ogłosił agraryzm oficjalną ideologią Bułgarii. Jego rząd zadekretował i bezwzględnie wprowadził w życie radykalną reformę rolną i uprzywilejował chłopstwo. Na wsi budowano na potęgę szkoły, biblioteki, ośrodki ludowej kultury. Przed 2 laty, w kwietniu, zemeldelcy uzyskali w wyborach do Zgromadzenia Narodowego niemal 53 proc. głosów. Ich dominacja na scenie politycznej Bułgarii była tym większa, że prócz nich liczyli się jeszcze tylko komuniści z niespełna 20 proc. głosów – reszta ugrupowań była nic nieznaczącym politycznym planktonem. Oszałamiający sukces wyborczy zemeldelców stał się początkiem ich końca. Bułgarska prawica i armia, z poparciem cara Borysa III, dokonały w czerwcu 1923 roku przewrotu. Partia komunistyczna zachowała wobec przewrotu neutralność, interpretując go karkołomnie jako starcie burżuazji miejskiej z burżuazją wiejską. Nowy rząd profesora ekonomii Aleksandra Cankowa zrazu tolerował działalność zemeldelców i komunistów, ale w końcu zdelegalizował kompartię. Podżegana przez III Międzynarodówkę – w tym przez personę nr 2 Kominternu, Bułgara Wasyla Kołarowa – Bułgarska Partia Komunistyczna we wrześniu zeszłego roku wywołała wespół z zemeldelcami i anarchistami powstanie antyrządowe. Armia utopiła je we krwi – już po jego upadku żołnierze zamordowali ponad 4 tys. powstańców. Przywódcy powstania – Wasyl Kołarow, Gawrił Genow i Georgi Dymitrow – jeszcze przed jego upadkiem dali nogę do Jugosławii.

Po upadku powstania Petyr Zadgorski oficjalnie opuścił Bułgarską Partię Komunistyczną i oddał się wyłącznie służbie Bogu. Wytrzymał niespełna rok i zaczął spotykać się z partyjnymi kompanami, i gadać o polityce. W grudniu zeszłego roku Zadgorski, wysłuchując żali działacza Frakcji Rewolucyjnej bułgarskiej kompartii Dymitra Hadżidimitrowa „Mitreto”, że coraz trudniej jest znaleźć kryjówkę na broń i materiały wybuchowe, zaproponował mu, by partyjny trotyl ukryć na strychu katedry, której jest dzwonnikiem.

Z takim pomysłem nie mógł trafić lepiej.

Po klęsce powstania wrześniowego represje rządu prof. Cankowa rozgromiły Bułgarską Partię Komunistyczną – liczba jej członków spadła z 38 tys. przed wybuchem walk do 25 tys. po upadku powstania. Ale nawet te pozostałe 25 tys. jest w większości zdezorientowane, zastraszone, nastawione na przetrwanie tylko. Ton w nielegalnym ruchu komunistycznym narzuca w tej sytuacji Frakcja Rewolucyjna bułgarskiej partii, także dlatego że kieruje nią charyzmatyczny konspirator o wielkim autorytecie w podziemiu Kosta Jankow. Jego matka była siostrą Rainy Popgeorgijewej z Panagiuriszte, która w kwietniu 1876 roku uszyła legendarny sztandar powstańcom bułgarskim, walczącym przeciw władzy tureckiej – a powstanie to, choć bestialsko utopione we krwi przez Turków, stało się początkiem odrodzenia państwowości bułgarskiej. Ojciec Kosty Jankowa zginął jako wojewoda macedoński; sam Kosta zaś jest chrześniakiem Dymitra Błagojewa, legendarnego twórcy bułgarskiej partii socjaldemokratycznej, która przed 6 laty przeobraziła się w partię komunistyczną.

Frakcja Rewolucyjna Kosty Jankowa działa bezwzględnie – do lasów wysyła tworzone z członków partii oddziały partyzanckie, w zeszłym zaś roku stworzyła bułgarską wersję sowieckiej Czeka. Bułgarscy czekiści działają w podziemiu, ale równie krwawo jak ich bolszewiccy koledzy u steru sowieckiej władzy. Jaczejka Kosty Jankowa zaczęła od wykonywania, drogą zamachów, rzecz jasna, wyroków sądów partyjnych, ale szybko zajęła się terrorem bez choćby formalnej pieczątki konspiracyjnych komunistycznych sądów.

Jesienią zeszłego roku szefostwo Frakcji Rewolucyjnej postanowiło zadać władzom państwa wielki, decydujący cios – wysadzić elitarny, francuskojęzyczny Union Club w Sofii, miejsce spotkań ministrów, członków Ligi Wojennej, która wsparła prawicowy zamach stanu i rządy prof. Cankowa, generalicji, kulturalnej elity stolicy Bułgarii. Jeden z pracowników personelu klubu był członkiem Frakcji Rewolucyjnej – gdy jednak został zwolniony, sprawa wniesienia materiałów wybuchowych do Union Clubu zaczęła się ślimaczyć, bez widoków na pomyślne zakończenie. W tej sytuacji kierownictwo Frakcji zajęło się planowaniem wysadzenia gmachu parlamentu, w czasie gdy będzie w nim obradować większość parlamentarna popierająca rząd Cankowa. Ale znów – nie ma komu wnieść wielkiej bomby z opóźnionym zapłonem do dobrze strzeżonego budynku.

O wielkim zamachu, likwidującym w potężnej eksplozji całe kierownictwo państwowe Bułgarii, a najlepiej, przy okazji, także kulturalne elity kraju, marzą także odsunięci od władzy ludowcy zamordowanego Aleksandra Stambolijskiego. Ludowcy zamierzają wysadzić świątynię-pomnik: cerkiew św. Aleksandra Newskiego.

Dymitr Hadżidimitrowow „Mitreto”, któremu pod koniec ubiegłego roku dzwonnik Zadgorski zaproponował przechowanie trotylu na strychu bazyliki Sveta Nedelja, wie o tajnych przygotowaniach Frakcji Rewolucyjnej do zamachu na Union Club. Z kartezjańską precyzją „Mitreto” dochodzi do wniosku, że skoro trotyl znajdzie się już na strychu cerkwi, to odpalenie go nie powinno być wielkim problemem. A skoro cerkiewny strych jest strychem samej bazyliki, to wyczekanie na moment, w którym na nabożeństwie pojawi się cała elita kraju, nie zajmie wiele czasu. Ot, i przepis na wielki, przełomowy zamach gotowy!

 „Mitreto” pod byle pretekstem przekonuje dzwonnika Zadgorskiego, by pokazał strych także koledze. Kolega „Mitreto” to w rzeczywistości szef sofijskiej komórki terrorystycznej Frakcji Rewolucyjnej Petyr Abadżijew.

Po lustracji strychu Abadżijew wydał rozkaz, by natychmiast rozpocząć przygotowania do wielkiego wybuchu.

Przez 4 miesiące, od grudnia zeszłego roku do marca, i Zadgorski, i pomagający mu we wnoszeniu do cerkwi materiałów wybuchowych Asen Pawłow oraz Petyr Abadżijew dźwigają na strych cerkwi trotyl i melinit – w malutkich, niezwracających niczyjej uwagi pakunkach przygotowywanych w zakonspirowanym lokalu partyjnym w pobliżu Swetoj Nedelji. Bułgarska kompartia wyznaje zdrową zasadę, że prócz miłości do proletariatu konspiratorów nieźle motywuje gotówka. Za każdą wniesioną na strych paczuszkę Zadgorski otrzymywał niemałe wynagrodzenie – 1000 lewa. W sumie, za wnoszenie trotylu i melinitu, zarobił 11 tys. lewa. Gotówkę wypłacał mu Marko Fridman, jeden z kasjerów Frakcji Rewolucyjnej. Fridman opłacał, wedle wskazówek Kosty Jankowa, także partyjnych konspiratorów przygotowujących zamach w cerkwi – w sumie wyszło, że każdy z nich, kawalerów, dostał po 3 tys. lewa; żonaci dostawali wypłaty wedle liczby osób w rodzinie. Sam Fridman wypłacał sobie 5 tys. lewa miesięcznie – umiarkowanie, jeśli zważyć, że miesięcznie wydawał konspiratorom przygotowującym zamach 400 tys. Pieniądze te szły ze Związku Radzieckiego do Wiednia, gdzie mieściło się emigracyjne kierownictwo Bułgarskiej Partii Komunistycznej, a stamtąd, przez zieloną granicę, do Sofii.

Terrorysta Abadżijew wyznaje zasadę, że równie skutecznie jak miłość do proletariatu i pieniądze do konspiracji motywuje strach. Dlatego zagroził dzwonnikowi Zadgorskiemu, że jeśli w sprawie zamachu się rozmyśli – zginie. Nie były to czcze pogróżki – Abadżijew od początku przygotowań zamierzał bezpośrednio po wybuchu zlikwidować Zadgorskiego. Żiwko Dinow, który oficjalnie ma ubezpieczać Zadgorskiego i Petrowa „Wasko” po zamachu i ukryć ich w konspiracyjnym lokalu partii, w rzeczywistości ma w tym lokalu zastrzelić naiwnego dzwonnika.

Kierowanie przygotowaniami do wielkiego zamachu szybko przejął z rąk Petyra Abadżijewa sam Kosta Jankow. I to on wymyślił, że nie ma sensu czekać, aż ofiary zechcą się zejść w cerkwi, lecz trzeba je tam wszystkie naraz zwabić.

Jak?

Jankow znalazł odpowiedź. Jeśli zabić odpowiednio ważną osobistość państwową, to jej pogrzeb na pewno odbędzie się w cerkwi Sweta Nedelja, do której musi manifestacyjnie przybyć śmietanka polityczna państwa.

Pod koniec grudnia zeszłego roku Kosta Jankow zawiadomił o wnoszeniu materiału wybuchowego, i o pomyśle wielkiego zamachu, 2 członków Biura Wykonawczego KC partii – sekretarza ds. organizacyjnych KC Iwana Manewa i sekretarza politycznego KC Stanke Dimitrowa.

Politruk Dimitrow natychmiast zapalił się, że wielki zamach mógłby stać się początkiem wielkiego ludowego powstania przeciw władzy Cankowa. Trzeźwiejszy odeń organizator Manew w wybuch powstania mocno powątpiewał, ale za wybuchem w cerkwi był jak najbardziej.

Ostatnia paczuszka materiału wybuchowego wylądowała na strychu Svetoj Nedelji miesiąc temu, 15 marca. Tego dnia Petyr Abadżijew i jego pomocnik Asen Pawłow dokonali oględzin strychu cerkwi. Potem Abadzijew spotkał się z członkami sztabu bojowego Frakcji Rewolucyjnej: Iwanem Minkowem, bratem znanego pisarza, i Dymitrem Złatarewem. Minkow jest kapitanem saperów i z podręcznikiem saperów w ręku zaplanował zamach: bomba musi powalić główną kolumnę cerkwi, podtrzymującą wielką cerkiewną kopułę, gdyż to pod nią odbędzie się nabożeństwo żałobne; pod nią stać muszą i trumna, i honorowi żałobnicy. Żeby zaś główną kolumnę powalić, trzeba na strychu wydrążyć w niej jamę i wypełnić ją materiałem wybuchowym. Skoro zaś melinitu i trotylu jest tak dużo, eksplozja jednego zapalnika mogłaby rozrzucić ładunek wybuchowy i wielokrotnie osłabić eksplozję. Minkow zaprojektował więc aż 5 zapalników i 5 mających je odpalić lontów. By zaś wszystkie lonty dopaliły się dokładnie w tym samym momencie i nie rozrzuciły głównej miny, wszystkie mają mieć dokładnie po 1,5 m długości, a ich końce powinny być zanurzone w naczyniu ze spirytusem. Podpalenie spirytusu spowoduje podpalenie, idealnie w tym samym momencie, końcówek lontów.

Na podpalającego spirytus szefowie Frakcji Rewolucyjnej wyznaczyli Nikołę Petrowa „Wasko”. Przed kilkoma dniami „Wasko” przedstawiony został dzwonnikowi Zadgorskiemu w sofijskiej piwiarni Radość.

Ofiarę, która ma spocząć w trumnie obok głównej kolumny cerkwi, wybrał Kosta Jankow. Wybór padł na Władimira Naczewa, naczelnika Społecznego Bezpieczeństwa – policji politycznej rządu Cankowa.

Jankow, zdając sobie sprawę ze skutków udanego zamachu, przezornie zgłosił jego projekt do akceptacji przez Biuro Polityczne KC kompartii. Większość z 11 członków Biura była za, kilku dyplomatycznie kluczyło z jasną odpowiedzią – żaden nie był przeciw.

Przed 3 tygodniami wydawało się, że wielki zamach wziął w łeb. Policja polityczna odkryła partyjny lokal w mieszkaniu na ul. Rusałki 3. W kotle aresztowano 2 działaczy komunistycznych – jednym z nich był przygotowujący wybuch w cerkwi Asen Pawłow. Nie wysypał on, w ciężkim śledztwie z torturami, sprawy wielkiego zamachu, ale policja dowiedziała się o przygotowaniach do zamachu na naczelnika Społecznego Bezpieczeństwa. Władimir Naczew otrzymał ochronę policyjną, która wykluczała skuteczny zamach.

Sztab Frakcji Rewolucyjnej wybrał na przynętę gen. Konstantina Georgijewa, przewodniczącego sofijskiej organizacji koalicji rządowej Porozumienie Demokratyczne. Zamachu dokonać mieli Atanas Todowiczin i Żiwko Dinow. Szefowie Frakcji Rewolucyjnej zapowiedzieli im, że liczy się każda godzina – gen. Georgijew musi zginąć najpóźniej wieczorem we wtorek przed Wielkanocą. Jeśli ten termin przeżyje, obaj zamachowcy muszą koniecznie, rankiem w Wielką Środę, zabić prof. Kulewa.

Ale ofiara rezerwowa ma szczęście: Todowiczin i Dinow oddali śmiertelne strzały do gen. Georgijewa we wtorek o 20.00, po nabożeństwie w cerkwi Svetoj Siedmoczislenicy. Bojowcy Frakcji natychmiast zawiadomili o sukcesie swego szefa Kostę Jankowa. Akurat rozmawiał on w tym momencie z działaczami zdelegalizowanej partii ludowej Nikołajem Petrini i Iwanem Perczemlijewem, z którymi komuniści utrzymują podziemne kontakty. Petrini wiedział o planowanym zamachu, więc Jankow nie musiał mu wiele tłumaczyć – wystarczyła rada, by czołowi ludowcy co najmniej przez najbliższe 10 dni nie wychylali nosa ze swych konspiracyjnych kryjówek.

Ale tego samego dnia kiedy bojowcy Frakcji zastrzelili ofiarę-przynętę gen. Georgijewa, na przełęczy Arabakonak, w masywie zachodniej Starej Planiny, bułgarscy anarchiści dokonali zamachu na przejeżdżającego tą strategiczną drogą cara Borysa III. 2 funkcjonariuszy z otoczenia cara zginęło, lecz sam monarcha ocalał, nie odniósł nawet poważniejszych obrażeń. Władze nie odwołały co prawda uroczystości żałobnych w cerkwi Sveta Nedelja, ale było jasne, że sam car na nich się już nie pojawi.

Kosta Jankow nie ma jednak zamiaru się cofać.

Dziś rano ludzie Frakcji Rewolucyjnej roznoszą do domów sofijskich oficjeli pięknie wydrukowane (w konspiracji) zaproszenia nieistniejącego Towarzystwa Oficerów Rezerwy na popołudniową panichidę.

Na strychu, obok bomby w głównej kolumnie, czai się Nikoła Petrow „Wasko” z pudełkiem zapałek i butelką spirytusu w kieszeni.

W porze obiadowej w Svetoj Nedelji zjawia się ekipa sofijskiej policji, by sprawdzić, czy w cerkwi jest bezpiecznie. Agent Ilija Angełow chce wejść na górę i przeszukać strych, ale drogę zastępuje mu Zadgorski i mówi, że strych sam już sprawdził. Dzwonnik bazyliki to persona poważna – agent Angełow wraca do reszty policjantów.

O 15.00 żałobnicy wnoszą do cerkwi otwartą trumnę z okadzonymi już zwłokami gen. Georgijewa. Stawiają ją pod główną kolumną. Trumnę obok głównej kolumny otacza gęsty tłum najważniejszych dygnitarzy państwowych – są ministrowie rządu, jest premier Cankow, są posłowie stronnictwa rządowego, generalicja, oficerowie garnizonu sofijskiego. I tłum wiernych, ciekawskich, pchających się do trumny i szerokiego kręgu najwyższych dostojników. Cerkiew otacza podwójny kordon żołnierzy.

Dzwonnik Zadgorski daje sygnał ukrytemu na strychu Nikole Petrowowi „Wasko”, że już czas. „Wasko” otwiera butelkę, wlewa spirytus do naczynia, zapala zapałkę i rzuca w spirytus.

Tymczasem ścisk dygnitarzy wokół trumny pod główną kolumną jest tak wielki, tłum wiernych napierający na główne drzwi do cerkwi tak zdeterminowany, że prowadzący nabożeństwo żałobne prawosławny władyka Stefan każe przesunąć trumnę spod głównej kolumny bliżej ołtarza. Ministrowie i dygnitarze w ślad za trumną także znacznie odsuwają się od podstawy głównej kolumny.

Żałobnicy w skupieniu odmawiają Psalm 91., opisujący szczęście duszy żyjącej zgodnie z przykazaniami Bożymi.

 „Wasko” dość spiesznie schodzi ze strychu. Widząc to, do bocznych drzwi rusza za nim także Zadgorski. Na bulwarze Klementina obaj skręcają ku ul. Ławele, gdzie ma na nich czekać samochód. Ale żadnego samochodu nie ma. Zdezorientowany Zadgorski idzie dalej, aż do rogu bulwaru Klementina i ulicy Car Samuił. Wtedy dochodzi doń potężny, głuchy huk eksplozji.

O 15.23 bomba eksploduje. Metropolita Stefan jest pewien, że to trzęsienie ziemi – cebula głównej kopuły cerkwi po prostu wzlatuje nad jego głową w niebo. Fala uderzeniowa przewraca kordon żołnierzy otaczających świątynię. Kopuła unosi się nad głową metropolity, ale po chwili opada w dół, do wnętrza zatłoczonej katedry. Przygniata stłoczone tłumy wiernych, wyrzuca w niebo ogromny obłok białego pyłu. Pod gruzami ginie od razu 134 żałobników, w tym 3 posłów, 10 generałów, 26 oficerów. Ranne są 343 osoby, w tym premier Cankow, minister spraw wewnętrznych Rusew, zastępca przewodniczącego parlamentu Boris Wazow, metropolita Stefan, przewodniczący prorządowej większości parlamentarnej Andriej Liapczew, minister spraw wojskowych gen. Wyłkow.

W ciągu godzin po zamachu umiera ponad 100 rannych.

Prof. Cankow spotyka się ze swoimi ministrami w gmachu Rady Ministrów. Ogłaszają, od północy, stan wojenny. Ale policja i armia nie czekają na papierowe ukazy. Już wieczorem zaczynają się aresztowania działaczy lewicy i postępowych intelektualistów, tortury, egzekucje. Trzeba ledwie 2 dni, by liczba zamordowanych przeciwników reżymu Cankowa przekroczyła liczbę ofiar wielkiego zamachu.

Dzwonnik Zadgorski skręca w ul. Car Samuił i tam, niespodziewanie, wpada na Petyra Abadżijewa. Szef sofijskiej organizacji Frakcji Rewolucyjnej odprowadza dzwonnika do mieszkania konspiracyjnego, w którym ukrywają się komuniści Dimiter Daskałow i Błagoj Kamburow. Abadżijew wychodzi, obiecując rozdygotanemu dzwonnikowi, że za parę godzin wróci z zagranicznym paszportem dla niego.

W powszechnym bałaganie jaczejka Frakcji Rewolucyjnej zapomina o planie natychmiastowego zastrzelenia Zadgorskiego zaraz po zamachu. Wieczorem Abadżijew nie zjawia się, Daskałow i Kamburow wychodzą. Opuszczony przez wspólników Zadgorski rano idzie do siostry i w asyście szwagra oddaje się w ręce policji.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.