12 maja 85 lat temu umarł marszałek Piłsudski. Do tych wydarzeń przenosi nas dziś W. Kalicki:

Józef Piłsudski budzi się o 6.00 w narożnym pokoju Belwederu. Marszałek spał aż 12 godzin po środku nasennym zaaplikowanym wczoraj przez lekarza dyżurnego. Przy łóżku czuwają marszałkowa Aleksandra Piłsudska i córki: 17-letnia Wanda i o trzy lata młodsza Jadwiga. Nad ranem pani Piłsudska z wyczerpania mdleje.

Marszałek, choć nie wiedział, co mu jest, nie miał złudzeń co do rokowań choroby. Pod koniec kwietnia polecił się wozić na wózku dla obłożnie chorych po swoim mieszkaniu w budynku Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych. Zatrzymywał się przed fotografiami. Oglądał je, wspominał. Mówił do siebie: „Był taki silny, wspaniały Ziuk, i nie ma”.

Przed trzema tygodniami Piłsudski, z oporami, zgodził się na badanie przez sprowadzonego z Wiednia prof. Karela Wenckebacha. Wybitny kardiolog rozpoznał u Marszałka nienadającego się do operowania raka wątroby.

Chorego przeniesiono z budynku Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych, gdzie mieszkał ostatnimi czasy, do Belwederu.

Rankiem lekarze z pomocą adiutanta Piłsudskiego w Belwederze rtm. Aleksandra Hrynkiewicza przygotowują dla Marszałka kroplówkę. Potem wychodzą na naradę. Chory miał krwotok z ust. To już kolejny. Poprzedni, późnym wieczorem, pełen był skrzepów krwi.

O 10.00 lekarze znów zjeżdżają się do Belwederu na naradę. W skład opiekującego się Piłsudskim konsylium wchodzą wyłącznie lekarze wojskowi lub legioniści: osobisty lekarz Marszałka płk dr Stefan Mozołowski, asystent kliniki Szpitala św. Łazarza płk dr Antoni Stefanowski, znany internista, ordynator Okręgowego Szpitala Wojskowego w Warszawie mjr dr Henryk Cianciara, szef Służby Zdrowia Ministerstwa Spraw Wojskowych gen. dr Stanisław Rouppert, ppłk dr Jan Czyż. Po dłuższej naradzie lekarzy dr Stefanowski prosi rtm. Hrynkiewicza, by umożliwił mu rozmowę na stronie z panią Piłsudską.

Lekarze, a zwłaszcza mający pośród nich najwyższą rangę gen. Rouppert, ukrywają przed marszałkową rzeczywisty stan chorego, optymistycznymi ogólnikami stwarzają wrażenie, że nie wszystko stracone. Nie przekazali jej diagnozy prof. Wenckebacha, lecz jedynie sugestię, że stan chorego jest bardzo poważny. Od prawdziwych informacji odcinają także adiutantów Marszałka. Stan zdrowia chorego jest państwową tajemnicą. Do prasy nie przeciekają żadne informacje o chorobie. Teraz jednak lekarze dochodzą do wniosku, że dalsze oszukiwanie pani Piłsudskiej jest niemożliwe. Po godzinnej rozmowie w cztery oczy dr Stefanowski opuszcza pokój z nerwowymi wypiekami na twarzy. Marszałkowa płacze. Gdy jednak wychodzi do córek, stara się być opanowana.

O 10.30 do Belwederu telefonuje premier płk Walery Sławek. Jest on jednym z najbliższych przyjaciół Marszałka, jedną z paru, parunastu osób, które z Piłsudskim są na „ty”. Sławek wypytuje rtm. Hrynkowskiego o zdrowie Komendanta. Adiutant wie, że stan Marszałka jest krytyczny, ale nie może dzielić się z premierem prywatnymi odczuciami. Odpowiada dyplomatycznie, że Komendant czuje się jak wczoraj, bez zmiany na lepsze. I to musi premierowi wystarczyć.

Marszałek przez kilka godzin śpi. Budzi się w południe. Jest nieprzytomny. Jęczy dziwnym, nie swoim głosem, pomstuje na francuskiego premiera Lavala. Co rusz przenikliwie krzyczy z bólu. Gen. Rouppert poleca czym prędzej sprowadzić dr. Stefanowskiego. Lekarze znów naradzają się w tajemnicy. Są przekonani, że rozpoczął się krwotok z żołądka i chory nie przeżyje tego dnia.

Rtm. Hrynkiewicz uznaje, że tak nienormalnej sytuacji jak ukrywanie stanu zdrowia Marszałka tolerować nie może. Domyśla się, że wojskowi lekarze działają na polecenie kogoś bardzo wysoko postawionego. Postanawia interweniować. Telefonuje do szefa gabinetu ministra spraw wojskowych płk. Adama Korwin-Sokołowskiego, lecz nie zastaje go. Dzwoni zatem do jednego z trzech szefów Biura Inspekcji Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych płk. Leona Strzeleckiego, ale także nie zastaje go. Gdy o dziewiętnastej stawia się w Belwederze drugi adiutant kpt. Marian Pacholski, kpt. Hrynkiewicz natychmiast wyjeżdża służbowym samochodem po dowódcę 2. Dywizji Kawalerii w Warszawie gen. Wieniawę-Długoszowskiego. W drodze powrotnej opowiada ulubieńcowi Marszałka o sytuacji przy łożu umierającego.

O 19.20 konsylium lekarzy wojskowych postanawia, że czas najwyższy wezwać księdza. Dr Stefanowski wyjeżdża do Lasek po ks. Władysława Korniłowicza, kierownika duchowego Zakładu dla Ociemniałych w Laskach, znanego też z prowadzenia apostolstwa poszukujących wiary. Ks. Korniłowicz został nieformalnie zaakceptowany jako spowiednik Marszałka przez decydujące czynniki w państwie.

Stan Piłsudskiego jest coraz cięższy. Tętno słabe, przyspieszone, sięga 100 uderzeń. Gen. Rouppert dzwoni do podsekretarza stanu Jana Szembeka w MSZ, by natychmiast ściągnął z Wiednia prof. Wenckebacha.

Gdy tuż po dwudziestej ks. Korniłowicz przyjeżdża z Lasek do Belwederu, z Marszałkiem jest bardzo źle. Oddycha z trudem. Lekarze robią zastrzyk. Pani Piłsudska siedzi przy łóżku męża.

O 20.20 generałowie Sławoj-Składkowski, Kasprzycki, Wieniawa-Długoszowski, Rouppert wchodzą do pokoju narożnego, w którym leży nieprzytomny Marszałek. Ks. Korniłowicz rozpoczyna modły. Rtm. Hrynkiewicz idzie do pokoi prywatnych po córki Marszałka.

Słaby gwizd powietrza wydobywa się z krtani Marszałka. Ręka unosi się i opada.

Jest 20.45.

Na wieść o śmierci Marszałka do Belwederu zjeżdżają wysokiej rangi wojskowi i urzędnicy państwowi. W pałacu robi się tłoczno, panuje wyraźny chaos.

O północy przybywa prezydent RP prof. Ignacy Mościcki. Żegna Marszałka, składa kondolencje wdowie i córkom. Godzinę później zjawia się premier Sławek na czele rządu, marszałkowie Sejmu i Senatu. Płk Sławek ustala z wdową szczegóły uroczystości pogrzebowych i o wpół do drugiej w nocy odjeżdża. Zaraz potem wach. Pikiel fotografuje zwłoki Marszałka.

Gen. Wieniawa-Długoszowski wzywa rzeźbiarza prof. Jana Szczepkowskiego, by zdjąć maskę pośmiertną. O wpół do czwartej nad ranem profesor zdejmuje gipsową maskę z twarzy zmarłego.

Lekarze wojskowi przystępują do sekcji zwłok. Towarzyszą im anatom doc. Józef Laskowski i dawny znajomy Piłsudskiego, jego były lekarz przyboczny z lat tużpowojennych dr Eugeniusz Piestrzyński. Wątroba przerośnięta jest guzami raka. Lekarze mają wyjąć mózg i serce Marszałka. Serce ma być pochowane wraz z jego matką. Swój mózg sam Marszałek za życia polecił przekazać uniwersytetowi w Wilnie do zbadania.

Prowadzący sekcję były legionista I Brygady mjr dr Kaliciński otwiera czaszkę zmarłego. Dr Piestrzyński pyta się z głupia frant: „Czy Komendant miał zapalenie mózgu?”. Gen. Wieniawa-Długoszowski robi Piestrzyńskiemu awanturę za niestosowne zachowanie.

Gdy przychodzi do wyjęcia mózgu, dr Kaliciński załamuje się i na dłużej przerywa pracę.

O 9.00 zaczyna się ubieranie zmarłego. Rtm. Hrynkiewicz poleca przynieść mundur marszałkowski i wszystkie części bielizny, jakie Komendant lubił nosić. Już tylko tyle adiutant może zrobić dla swego Marszałka.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.